Cześć Wam!
Akcji z gradobiciem ciąg dalszy. Dziś przybył rzeczoznawca, który ocenił powstałe szkody.
Na początek bardzo dobra informacja: jest metoda, która w tej chwili jest dość powszechnie stosowana i która pozwala usunąć wgnioty bez lakierowania elementów

. Opiera się to podobno na systemie ssawek, które wyrównują wgniecione elementy. Super, bardzo się cieszę, że niemal na całym samochodzie pozostanie oryginalny lakier. Wg. rzeczoznawcy lakierowane zostaną tylko tzw. "ramy dachu" ponieważ są to profile okrągłe, na których ta technologia nie sprawdzi się.
No ale jak to w życiu, by nie było za wesoło coś oczywiście musi się, przepraszam za wyrażenie, zesrać

. Niestety, oględziny odbywają się w godzinach pracy rzeczoznawcy, a tym godzinach pracy przeciętnych zjadaczy chleba, w tym i moich. Poprosiłem tatę, by przedstawił panu samochód i na kosztorysie zauważyłem, że kilka najmniejszych wgniotek nie zostało ujętych. Pal licho - myślę, że uda mi się jutro tą sprawę załatwić telefonicznie.
Natomiast najciekawiej jak wynika z relacji mojego taty, było na początku oględzin. Rzeczoznawca obszedł auto, rzucił fachowym okiem i pierwsze pytanie jakie zadał brzmiało: A kto tak spierniczył ten przedni błotnik

Ojciec konsternacja i idzie w zaparte, że to nowe auto z salonu. Natomiast facet ustawił wzrok taty pod odpowiednim kątem zapalił dodatkowe słońce, chuchnął, dmuchnął i potarł ręką przedni lewy błotnik i okazało się, że kawałek błotnika jest w innym odcieniu od reszty

. Po całym zdarzeniu tata dzwoni, by zrelacjonować wizytę rzeczoznawcy, opowiada o błotniku, a ja idę w zapartę, że to nowe auto z salonu i to niemożliwe! Po moim przyjeździe ta sama procedura, dodatkowe słońce, dmuchanie, chuchanie, kąty, srąty i ... faktycznie

Nooo nieeee

. Pierwsze co to dzwonię do salonu, rozmawiam z gościem, który mi sprzedał auto no i oczywiście oni nic nie wiedzą, to z pewnością nie oni, może FAP itp. itd. Tłumaczę grzecznie gościowi, że widać, iż część błotnika była malowana, a ja tego nie robiłem, więc wychodzi na to, że to oni

On dalej swoje, że może jak Linka jechała z Turcji itp. itd. Więc ja raz jeszcze, że gdybym chciał kupić z malowanym błotnikiem, to pojechałbym na giełdę, a nie do salonu itp. itd. Stanęło na tym, że mam do nich przyjechać. Niestety będę mógł dopiero w przyszłą sobotę, więc z niecierpliwością oczekuję

. Jutro natomiast tato udaje się do znajomego rzeczoznawcy z PZM-otu, ponieważ ja jak zwykle jestem przygwożdżony robotą. Ciekawy jestem co powie.
Tak jak pisałem w którymś poście też kiedyś pracowałem w salonie i wiem, że przychodziły auta z tzw. szkodami transportowymi i były robione niewidoczne zaprawki. Wiem też, że wszystkie szkody transportowe widniały w systemie, natomiast gość z Fiata twierdzi, że u nich nie ma takich informacji. Czy ktoś to może potwierdzić, że we Fiatowskim systemie niema ani słowa o takiej szkodzie?
Kurde i tak to z moją srebrną Lux Torpedą

. Napiszę jutro co powiedział rzeczoznawca z PZMotu. Natomiast może ktoś podpowie, co mogę zrobić? Co mogę wyegzekwować od Fiata? Cholera wie może im to auto ze dwa razy spadło z lawety jak jechało z Turcji

Oczywiście ostatnie zdanie to żart, nie mniej trochę się wkurzyłem tą całą sytuacją.
Pozdrawiam i przepraszam za przydługi post.
Dodam jeszcze, że błotnik jest malowany mniej więcej na takim obszarze:
